ZBIGNIEW BONIEK JAKO ZAWODOWY BAJERANT

[ DGW RP ] – Gazeta Wyborcza nr 116, wydanie z dnia 20/05/2013 Sport Ekstra, str. 30

Nowy zarząd PZPN przez pół roku nie podjął żadnej konkretnej decyzji – pisze były kolega prezesa z boiska, piłkarz wielkiego Widzewa z lat 80. i ligowy król strzelców. Publikujemy tekst, który według autora redakcje sportowe odrzucały z powodu cichej umowy, by nie krytykować Bońka

MIROSŁAW TŁOKIŃSKI

Student Zawodowy Bajerant (Z.B.) chwalił się, że odrobił lekcję „Jak uzdrowić polską piłkę nożną”, ale otrzymał od nauczyciela uwagę za jej brak.

– Dlaczego? – pyta kolega.

Z.B.: Bo ja myślałem, że zdążę na przerwie, przed lekcją, że zrobię… to znaczy przepiszę od kolegów.

– I co, nie zdążyłeś?

Z.B.: Nie, bo oni też nie mieli tego zadania.

– Dlaczego?

Z.B.: Bo to zadanie było trudne!

– To może powinieneś nie oszukiwać, tylko wcześniej poprosić kogoś o pomoc w jego rozwiązaniu.

Z.B.: Nie mogłem. Pycha mi nie pozwoliła!

Na tym fragmencie bajki dla dzieci (i stworzeniu fikcyjnego bohatera, własnego początku i puenty) mógłbym zakończyć komentowanie skutków wyborów prezesa PZPN, gdyby nie istotny fakt. Otóż poza nielicznymi wyjątkami dziennikarze (nauczyciele) nie mają uwag do studenta. Zauroczeni widzą idealnego uzdrowiciela polskiej piłki. Dlatego pozwolę sobie – jako pracownik sektora edukacyjnego w Szwajcarii i trener młodzieży – zwrócić uwagę na sprawy, które napełniają mnie pesymizmem co do przyszłego dorobku zwycięskiego prezesa.

ROZDZIAŁ I: Bajeranci

Zanalizujmy głównych kandydatów w wyborach. Gdybym jesienią miał głosować pod hasłem „Kto może rozbić beton”, wskazałbym Bońka. Dlaczego? Bo jest chytry, przebiegły i cwany jak lis. To pozwalało myśleć, że będzie w stanie wykiwać betonowców. Ale musiałbym odgadnąć, czy mogę mu zaufać, czy jest szczery w deklaracjach, czy jego prywata nie zwycięży ze społecznym obowiązkiem.

Gdybym miał głosować pod hasłem „Deklaracje i ich wartości”, postawiłbym na Romana Koseckiego. Bo przedstawił jakiś tam plan i obiecał, że jeśli wygra, zrezygnuje ze wszystkich aktualnych funkcji – posła, wiceprezesa MZPN, opiekuna własnej szkółki piłkarskiej. Dwie pierwsze to rezygnacja z dochodów, ale trzecia wzruszyła mnie bardziej, bo Kosecki przyznał, że „tak duży obowiązek [rządy w PZPN] nie pozwoli mu w pełni opiekować się wychowankami”. Słowa nie dotrzymał i posłem pozostał. Rezygnację zapowiadał co prawda w przypadku zwycięstwa, jednak problem w tym, że jako prezes stałby się koordynatorem rozdzielającym zadania, a jako wiceprezes ds. szkoleniowych pełni funkcję odpowiedzialnego za rozwój oraz wyniki zawodowej piłki i reprezentacji. Trudniejszą, konkretniejszą i pochłaniającą jeszcze więcej czasu.

Boniek także deklarował, że zrezygnuje z pensji. Trzy czwarte „narodu piłkarskiego” (jeśli wierzyć dziennikarzom) było zachwyconych, a według mnie deklaracja ta powinna definitywnie zdyskwalifikować go jako kandydata na prezesa. Dlaczego? Dlatego że ma do dyspozycji trzy realne formy utrzymania rodziny. Pierwsza to pobory prezesa, druga – korzyści przy zawieraniu kontraktów PZPN-u, trzecia – własny biznes. Przy rezygnacji z pensji i założeniu, że jest człowiekiem uczciwym, pozostaje wniosek, że będzie żył z własnego biznesu. Znam wielu milionerów, ale żadnego, który umiałby rozwinąć lub tylko utrzymać interes bez obecności w firmie.

Mamy więc dwóch prezesów, którzy siedzą na dwóch stołkach. Ewenement światowy! Ale tak naprawdę myślę, że prezes zrobi w przyszłości wszystko, aby otrzymywać pensję prezesa.

Moje refleksje: Nie bajerować i nie moralizować, lecz przedstawić merytoryczny plan reform piłkarskich. Tak powinno wyglądać zadanie przedwyborcze każdego kandydata na prezesa. A jego realizacja to zadanie powyborcze. Jak było naprawdę?

ROZDZIAŁ II: Betonowcy, czyli wybory PZPN

Na mądrym i skutecznym zjeździe każdy kandydat przedstawia plan teoretyczny celów na cztery lata, program realizacji reform, a także zespół, z którym go wykona. Dopiero wtedy betonowi działacze mogą świadomie i odpowiedzialnie głosować na najbardziej sensowny projekt i pomysłodawcę.

Warunku najważniejszego, trzeciego, Boniek nie spełniał. Kosecki był jego rywalem, a wiceprezes ds. zagranicznych Marek Koźmiński przeciwny obóz wspierał. Obaj otrzymali propozycje tuż po wyborach. Co oznacza, że zwycięzca nie miał własnego sztabu. A przecież zaproszeni mogli odmówić współpracy – co wtedy? Sam Boniek na pewno by tak postąpił w myśl zasady „wygrałeś rower, to sam pedałuj”. Na dodatek Kosecki proponował odmienną strategię. Czy teraz jako pokonany, ale odpowiedzialny wykona projekt własny, czy cudzy, czyli zwycięski? Problemu o tyle nie ma, że projekt zwycięski nie istnieje.

Trzecie ważne stanowisko też było dziełem przypadku. Świadczy o tym wypowiedź Bońka podczas prezentacji sekretarza generalnego: „Sawickiego poznałem całkiem niedawno. Prywatnie rozmawialiśmy o pewnych koncepcjach. Pan Maciek mnie do nich przekonał, ja przekonałem zarząd PZPN”.

Moje refleksje: Słuchając Bońka przed wyborami, myślałem, że to on ma wiedzę i koncepcję uzdrowienia piłki, a tu nagle wizję przedstawił Sawicki. Będę wiedział, komu gratulować w przypadku sukcesu.

ROZDZIAŁ III: Hipokryci, czyli I zebranie zarządu

Jak powinien przebiegać zjazd? Wariant pierwszy: zwycięski prezes przedstawia zwycięski projekt zwycięskiemu zarządowi. Następnie wszyscy dyskutują o tym, co było dawno przygotowane, i zabierają się do pracy. Wariant drugi, możliwy tylko w Polsce, to spotkanie osób wybranych w ostatniej chwili, nieprzygotowanych do lekcji, i otwarcie zebrania słowami: „No, i co dalej robimy?”. Gdzie indziej byłoby to kompromitacją, u nas jest chlebem powszednim.

Jednym z najprostszych, a zarazem pilnym zadaniem miała być decyzja o budowie lub nie „pałacu PZPN”. Jak je rozwiązywano? 27 października 2012 r. na pytanie redaktora RMF FM: „Czy zarząd PZPN zajął się tematem przeniesienia siedziby na Stadion Narodowy?”, Koźmiński odpowiedział: „40 mln piechotą nie chodzi. Do 6 listopada zdam raport w sprawie nowej siedziby. Wtedy zapadnie decyzja, co dalej. Trzeba przejrzeć dokumenty i prezes ją podejmie”. Tymczasem 8 listopada Boniek powiedział (w Fakt.pl): „Koźmiński zdecyduje o budowie pałacu PZPN”. 29 października Koźmiński w telewizji zadeklarował, że nowa siedziba będzie na Stadionie Narodowym, a zaoszczędzone 40 mln przeznaczy na sport młodzieżowy. 7 listopada na pytanie eurosport.onet.pl: „Czy na pierwszym zarządzie rozmawialiście o siedzibie?”, Koźmiński odpowiedział: „Nie rozmawialiśmy ani o tej lokalizacji, ani o innej. Tematem zebrania były wyłącznie kwestie, które już zastaliśmy w PZPN. Myślę, że 12 grudnia będziemy wiedzieć na tyle dużo, iż przeprowadzimy prawdziwy zarząd roboczy, a nie sprawozdawczy”.

Natomiast Boniek dla innej gazety stwierdził: „Tak, dyskutowaliśmy na ten temat. Już w grudniu będziemy mieli kolejny zjazd, na którym wypracujemy ogólny plan, strukturę funkcjonowania i wynagrodzenie pracowników”. A przecież 8 listopada prezes zapowiadał, że „Koźmiński zadecyduje o budowie pałacu PZPN”…

Moje refleksje: Jeśli czytać te wypowiedzi w formie wyizolowanej, każda była pełna zapału i entuzjazmu. Zestawiając je: po zjeździe Koźmiński mówi, że to Boniek podejmie decyzję dotyczącą siedziby, ale dwa dni później sam deklaruje, że siedziba będzie na Narodowym, a 40 mln przeznaczy na sport młodzieżowy. Po dziewięciu dniach stwierdza, że do tej pory o problemie nie rozmawiali, a Boniek mówił, że dyskutowali i Koźmiński zadecyduje. Smutny wniosek brzmi: są ludzie, których uważa się za inteligentnych, a którzy szybciej mówią, niż myślą.

Byłem przekonany, że przedstawienie planu ratowania piłki było głównym warunkiem wyboru kandydata. A tu niespodzianka. Na drugim zebraniu zarząd „będzie dopiero wypracowywał”, a nie „będzie miał wypracowany” plan akcji, i to zaledwie ogólny, nie precyzyjny! Koźmiński mimo obietnic nie zdążył zdać raportu do 6 listopada. O siedzibie nie dyskutowano i nie podjęto żadnej decyzji.

II zjazd zarządu PZPN

Kazimierz Greń zaraz po zjeździe stwierdził, że „rozmawiali o nowej siedzibie PZPN, o wyborze miast gospodarzy meczów z Ukrainą i San Marino, o Piotrze Nowaku jako jedynym kandydacie na trenera kadry U-21, o nowych koszulkach dla reprezentacji, o trupach wypadających z szafy”. A podjęte decyzje? Trzeba było poczekać kilka dni i przyjąć skondensowaną pigułkę kilku wypowiedzi Grenia: „Nie wiem, czy siedziba PZPN będzie budowana, czy wynajmowana. Na razie o tym nie rozmawialiśmy. Zapadła decyzja, że nie będziemy realizować obecnego przedsięwzięcia. Jeśli chodzi o mecze z Ukrainą i San Marino, to trzeba znaleźć najlepszą ofertę i mamy do tego powołany specjalny zespół. Nie ma drugiej kandydatury na trenera U-21, a prezes i dyrektor sportowy będą rozmawiać z Nowakiem o koncepcji prowadzenia drużyny i dopiero wtedy ogłoszą decyzję. Na zmianę kolekcji nowych koszulek mamy rok. Widziałem je i szkoda, że nie zostały zaprezentowane, ale wyglądają fajnie. Z szafy wiele trupów wypada i trzeba je pochować, ale wymaga to czasu. Pracowaliśmy sześć godzin. Mieliśmy dwie pięciominutowe przerwy, a poza tym cały czas intensywnie pracujemy”.

Moje refleksje: Zarząd nadal nie wie, czy siedzibę PZPN będzie budował, ale na pewno nie będzie realizował projektu. Trenera reprezentacji U-21 nie wybrano, bo prezes będzie dopiero rozmawiał. Dziś wiemy, że jedyny kandydat nie porozumiał się w sprawie wynagrodzenia, a nie w sprawie koncepcji prowadzenia kadry [objął ją Marcin Dorna]. A sądziłem, że prezes biznesmen wie, iż rozmowy się rozpoczyna, a nie kończy na finansach…

Jedyne, co się dzieje, to wypadające z szafy trupy, ale nie podano, jak długo będą wypadać. Sprecyzowano natomiast, że na zmianę koszulek jest cały rok! To ile potrzeba czasu na napisanie programu uzdrowienia naszej piłki? I to wszystko – czyli nie wiemy, nie rozmawialiśmy, nie będziemy realizować, musimy znaleźć itd. – zajęło całe sześć godzin! Przypomniałem sobie o dowcipie z blondynką, za którą klasa wstawiała się podczas egzaminu z matematyki okrzykami: „Dać jej szansę, dać jej szansę!”. Pomyślałem, że i ja dam im szansę i poczekam na…

III zjazd zarządu PZPN

Łudziłem się, że wreszcie coś konkretnego ustalą. I co? Nic.

Ale po klęsce z Ukrainą pojawił się problem. Kto winny kompromitacji? Dawniej Boniek – jako ekspert – wypowiadał się z zabójczą precyzją, że Lato, a on, Boniek, potrafiłby to zmienić. Sytuacja nowa, zatem prezes z medialną służbą wdrażają plan poszukiwania kozła ofiarnego. Jest nim Waldemar Fornalik.

Skazywanie odbywa się nie wprost. Po pierwsze, trzeba szybko zawodnikom i kibicom wskazać winnego, ale bez podawania nazwiska. Najlepiej zaraz po meczu wejść do szatni i powiedzieć: „Chłopaki, mam do was prośbę. Przestańcie gadać głupoty, że nic się nie stało, bo mówicie rzeczy, w które do końca nie wierzycie. Wam brakuje jednego – stworzenia zespołu”. I zadanie wykonane, bo za tworzenie zespołu odpowiada trener. Z doświadczenia wiem, że po meczu w szatni nie ma prasy, ale akurat o tej rozmowie dziennikarze pisali, jakby ją słyszeli.

Drugi etap to pospieszne przyłączenie się do kibiców, zawiedzionego ludu. Najlepszą metodą jest insynuacja, stworzenie wrażenia, że zależy nam tak samo jak im, aby znaleźć winnego. Winnego, a nie przyczynę! W tym celu wystarczy na Twitterze wpisać: „Przepraszam wszystkich, ale tak słabo grającej reprezentacji to dawno nie widziałem. Sorry”.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Oto niektóre: „Boniek, jak dają plamę w kolejnych meczach, to pogoń Fornalika i poszukaj trenera z jajami”, „Zbyszek ma rację, przestańcie gadać i weźcie się do roboty”, „Smuda miał jaja, ale gadać nie bardzo potrafił – Fornalik gada, ale jaj nie ma”. Czy to jest te 75 proc. narodu piłkarskiego z sondaży, które popiera Bońka? W każdym razie ewidentnie niezbędna jest stała współpraca ze swoimi ludźmi w mediach w celu odwrócenia uwagi od przyczyny – aby nie krytykowano prezesa, lecz tego, kogo on wybierze. On, czyli prezes PZPN, którego nowy zarząd przez pół roku nie podjął żadnej konkretnej decyzji.

Dlatego chciałbym powiedzieć Fornalikowi: Pamiętam, że byłeś inteligentnym zawodnikiem o dużej kulturze osobistej. Takim samym jesteś trenerem, i za to cię cenię. Masz tylko dwie wady, których prezes ci nigdy nie wybaczy. Zarabiasz więcej od niego i nie pozwalasz mu decydować o składzie. To pierwsze jest pewne, to drugie, mam nadzieję, też. Nawet gdybyś awansował na mundial, to i tak twoje dni byłyby policzone. Prezes musi mieć swojego człowieka na tym stanowisku, a ty nim nie jesteś. Dlatego pracuj jak w Widzewie i Ruchu, bądź odważny, wymyśl własną koncepcję i nie patrz ani na prezesa, ani na media.

Podsumowanie: Nie czekając na dalszy rozwój wypadków, mogę zdiagnozować, że ani Boniek, ani jego zarząd nie byli i nie są przygotowani merytorycznie, a tym samym praktycznie, do realizacji wielkich reform. Wspólnie zwalają winę na innych, podejmują populistyczne decyzje w celu odwrócenia uwagi od meritum sprawy (np. tańsze bilety na mecze reprezentacji) i odrabiają lekcję na kolanie, wyrzucając z rękawa inicjatywy zasłyszane na placach, skwerkach, podwórkach. Czy kiedykolwiek doczekam się od Bońka – a raczej Koseckiego – przynajmniej zarysu strategii rozwoju polskiej piłki?

 

3 thoughts on “ZBIGNIEW BONIEK JAKO ZAWODOWY BAJERANT

  1. Panie Mirosławie
    Mieszkam w Krakowie (kibic Cracovii) mam 70 lat więc Pana z gry w naszej lidze pamiętam. Wraz z żoną wydajemy w Krakowie gazetę internetową. Gdyby Pan pozwolił od czasu do czasu „ściągnąć” Pański wpis z bloga to byłbym niezwykle zobowiązany. Gazeta, hobbystycznie założona, jest czytana przez Polaków na całym świecie i z pewnością Pańskie niezwykle mądre i doskonale napisane teksty miałyby u nas bardzo duże powodzenie.
    Pozdrawiam

    Edward Brożek

    1. Panie Edwardzie, Na samym początku przepraszam za tak późną odpowiedź na Pana prośbę, ale ostatnio bardzo jestem zajęty i niezbyt często zaglądam do komentarzy. Przyrzekam poprawić się i bardziej szanować moich czytelników. Wracając do sedna sprawy. Zaszczycony jestem takimi komplementami w stosunku do mojej osoby, a raczej pióra z którego wychodzą moje teksty. Myślę, że zgoda na pełne „ściągnięcie” moich felietonów mijałoby się z celem jakim było otworzenia przeze mnie blogu. Niemniej jednak, aby wyjść na przeciwko pańskim oczekiwaniom i pod warunkiem, że będzie to Pana satysfakcjonowało, proponuję następujące rozwiązanie. Może Pan napisać początkową i znaczną część moich tekstów (np. 1/2) odsyłając następnie pańskich czytelników na mój blog, poprzez podanie linkowego adresu strony i artykułu. O ewentualnym wyborze tekstu i terminie jego wypuszczenia będzie Pan mógł mnie powiadamiać poprzez korespondencję prywatną na mojej społecznej stronie http://www.facebook.com/tloczek.do.piora.miroslaw.tlokinski na której piszę krótsze refleksje piłkarskie i sportowe. Mogę także podać moje namiary prywatne. W przypadku akceptacji mojej propozycji, będę Pana informował jako pierwszego o nowych felietonach i w ten sposób wychodziłyby one jednocześnie na obu naszych stronach internetowych. Dzięki temu zarówno wilk będzie syty i owca cała. Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam. Z wyrazami szacunku i sportowymi pozdrowieniami – Mirosław Tłokiński.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *